czwartek, 21 marca 2013

Przez końskie klapki na oczach, czy kolorowe okulary Janis Joplin?

O GASH. Za mną przerwa długa, szeroka i wysoka. Rekolekcje, czas zadumy i rozmyślań - after all, wegetacji niestety. Jednakże wegetacji bardzo przyjemnej. Łacina nazywa rekolekcje "zbieraniem na nowo". Czy w moim przypadku tak się stało? Wydaje mi się, że niespecjalnie, podobnie jak w innych. Nawiązując...moje zainteresowanie obeszło szerokim łukiem wybór nowego papieża (really??!!...so...what now...?). Ahh, ale jednak o tym wspomniałam. Nie daję się zatem wplątać we własną sieć i nie rozwinę tematu a podsumuję tym, że NIGDY NIE KLĘKNĘ. Marysia, piątka!



A w dzisiejszym szkicowniku pojawi się pierwszy konkretny szkic, oto rodzi się istota bloga zawarta w jego nazwie. Woow. No, ale to za momencik.
Na początku nie tyle o zmartwieniach i smrodzie codziennym , co o smrodzie w ujęciu kreacyjnym. O smrodzie w modzie, czyli.....

......inspiracjach. Tych czasowych i stałych. Czy to nie one są powietrzem i wodą dla zmian, właściwego kształtowania się maluczecznieńczkiego człowieka? To klapki na oczy lub różowe okulary. Ograniczenie w konsekwencji ślepej fascynacji lub WEE-FAJNESUPER pozytywne podejście do życia, hipisowskie komuny, w których życie ocieka wolną miłością. Utopijna twierdza gotowa pochłonąć każdego. Najzabawniejsi byli hipisi grający w piłkę nożną - mianowicie, nie chcąc urazić przeciwnika przewagą bramek, strzelali samobóje. Ah, miłość i równowaga. Funkcjonowanie komun kończyło się konfliktami, bo oczywistym jest, że w stadzie po dłuższym czasie nie ma już miejsca na spanie w jednym łóżku i dzielenie się dosłownie wszystkim. Znajdzie się ktoś, kto pewnego dnia przegra ze swoim władczym usposobieniem i weźmie górę, czym doprowadzi do ruiny pacyfistyczną ideologię swoich braci i sióstr. Logiczna konsekwencja. Drugą są nałogi, niekończące się sesje patrzenia się w sufit usiany barwnymi malowidłami pod wpływem różnorakich  środków odurzających (kwas pod powiekę, pod języczek, generalnie tam, gdzie są śluzówki i substancja najszybciej - zaraz po zażyciu dożylnym - zacznie kolorować świat). Pragmatyzm odszedł do lamusa, a przecież pierwotnie zdawał się być jednym z filarów czystej idei, zaraz obok racjonalizmu. Tak czy inaczej, poświęcanie się konkretnej idei/osobie/idei w osobie całkowicie jeszcze nikomu chyba nie wyszło na dobre. Dystans to recepta. Uważam jednak, że w życiu najzwyczajniej trzeba popełniać błędy. Niee, nie drogie mamy (które i tak o istnieniu tego bloga pojęcia nie macie), nie sugeruję potrzeby kierowania się zasadą, że "wszystkiego trzeba w życiu spróbować", gdyż sama jej nie hołduję. Rzecz w tym, że doświadczenie jest dzieckiem błędu. Naprawionego błędu. Racja, nie zawsze jednak da się go po prostu naprawić - wówczas starajmy się go taśmowo nie powtarzać (...jakie to proste!)
Z mamusi wypychają nas skurcze. Ból, ból, ból. Towarzyszy narodzinom wszystkiego co wielkie, a wielkim jest człowiek. Nietzsche?

INSPIRACJE - po rozwlekłym wstępie zacznę od tak.
Zacznę po prostu, niekoniecznie od początku. Tak oto rozrywam perłowy naszyjnik osobistości.

PEREŁKA I: Agnieszka Chylińska 

Dziś wstęp, kontynuacja w najbliższych dniach ze względu na obszerny prolog i konieczność nauki  LOL
Zaznaczam! Nie będzie tu żadnych szczegółowych notek biograficznych, blah, blah. Od tego są książki biograficzne i wikipedia.
Zaznaczam 2.! Chylińska, ale DO MOMENTU ROZWIĄZANIA ZESPOŁU "CHYLIŃSKA", bowiem
bardzo mnie zawiodła, stając się popową niszczycielką dobrego smaku w muzyce. Posiadanie przez Nią dzieci nie jest dla mnie wystarczającym wytłumaczeniem, szanuję jednak decyzję o "chęci zmiany", choć nie jestem pewna, czy ją rozumiem - była dość radykalna :]

Aga żyje sobie już prawie 40 lat, jest szczęśliwą mamą - warto zauważyć, że siebie w roli matki widziała już dużo wcześniej. Naście lat temu w wywiadach często wspominała o dziecku, nie miała do bobasów jakiejkolwiek niezrozumiałej odrazy. Od gnębienia przez nauczycieli, niezrozumienia trygonometrii (no Aga, przecież to akurat jest całkiem proste xd) i pierwszego kumpla z klasy grającego na elektryku, do własnego zespołu "Second Face", następnie połączenia sił z Grześkiem Skawińskim i pozostałymi członkami zespołu "Skywalker" powstała................... O.N.A. BURZA. Grzmot. EREKCJA. Powstanie. NOWOŚĆ. CudoCudeńko. Nie wiem, czy mam prawo tak opisywać to zjawisko, wypłynąwszy na świat w 1995? Miałam 8 lat, kiedy zakończyli współpracę, ale powiedzmy, że MAM.

Z Agą popływam więcej w kolejnym poście. Postaram się zachować jako taką regularność. Proszę jednak o wyrozumiałość, życie zna różne przypadki.


zatem ostatnie westchnięcie....AHH. I was born too late, mum ;c 

      






i na prawo kolejny dowód.......                                          
Smutek. 

but rock on, people !

wtorek, 12 marca 2013

...Aż w końcu poszłam po rozum do krowy

   Kiedyś było lepiej? Doubt it! Wszystko niesie ze sobą swoje szambo konsekwencji. Szambiątko. Szambicę. Szambica smrodzi nasz żywot nieco później, kiedy na pytanie: "Ej,co tak śmierdzi?" odpowiadamy: "To ja. Nie zdążyłam się umyć bo musiałam się uczyć na sprawdzian". Przesaaaada, wiem. Problem żaden. Może spocone pachy niedługo będą w modzie? (:idontknowwhatimwriting:)
  Kiedyś. Plażą była piaskownica, babki z piasku, księżniczki, zabawa w dom? Hm, to nie ja. Dzieciństwo upłynęło mi na zbieraniu wlepek Star Wars i bieganiu za rozpędzonymi resorakami bo betonowych chodnikach. Dużo krwi (może nawet i więcej niż dziś?), dziury w ulubionej koszulce z Pokemonami (au! zdarte kolano to nic!) i frotki na nadgarstkach z ciekawym motywem (sport w przedszkolu wymaga otarcia potu z czoła).
   Kiedyś. Nie lubiłam szczawiowej z przerażającym SINYM JAJEM na środku, a legumina z syropem owocowym była dla mnie czymś zastanawiającym, mistycznym wręcz doświadczeniem było pochłanianie słodkiej galarety, która była budyniem i kaszką w jednym. Uaa.
   Kiedyś. Któregoś dnia nie zjadłam na śniadanie zupy mlecznej i postanowiłam być zupełnie innym człowiekiem. 
A co do krów, do których poszłam (tytuł posta) 
Dane mi było w wieku wczesnoszkolnym ujeżdżanie łaciatej. Było to zabawne, lecz pośladkołomne doświadczenie. Mimo wszystko, polecam :)

Trzymając się tematu, wrzucam dumnego buhaja:






















I coś na obiadek. Kontrastowa przebitka wiekowa względem posta (yeah) - kawałek mówi o problemach dorosłych kobiet i nie krów, a kur domowych. Ahh, kontrast.

                                  ROSOŁEK !



+ deser od bloggerki, dzięki Hania! A bez czarnej owcy nie ma stada...




eat.in.peace.